Tereny > Więzienie

Izolatka dla pacjenta z zaburzeniami psychicznymi

(1/3) > >>

Wataha Wyklętych:
Izolatka z miękkimi ścianami, podłogą i sufitem bez okien, drzwi, sprzętów itd.

Lodovico:
  Cztery wilcze łapy miękko i powoli opadały na podłoże, którego w wszechobecnej ciemności nie mógł odróżnić od reszty przestrzeni. O ile w ogóle był w jakiejś przestrzeni.
  Panowała cisza, wśród której dało się jedynie usłyszeć miarowe kroki wilka. Nie patrzył w dół - i tak nic by nie zobaczył - by wiedzieć, że protezę zastąpiła zwykła łapa. Nie musiał na nią patrzyć, aby wiedzieć, że gnijące tkanki odchodzą od kości, a przez strzępy futra prześwitują szczątki ścięgien.
  Ciemność zdawała się nie tylko go otaczać, ale i przenikać. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego czarne futro i tak nie byłoby widoczne, ale jednocześnie miał wrażenie - nie, pewność - że jego wcale tak na prawdę tam nie ma.
  Rozległ się cichy dźwięk, niepodobny w sumie do niczego, jednak jemu nigdy nie kojarzył się on zbyt dobrze; brzmiał zbytnio jak chrzęst rozrąbywanego mięsa czy wrzaski kruków. Znał on jednk dobrze ten moment snu. Przed nim miała pojawić się zaraz bezkształtna plama światła, paląca niczym żywy ogień jego bezcielesny byt. W uszach wzbierał mu pisk, jakby kredy na tablicy czy paznokci na szybie, jednak tysiące razy głośniejszy i z każdą sekundą mocniejszy. W końcu, gdy dźwięk stawał się już prawie niesłyszalny, a jego uszy krwawiłyby, gdyby mogły, wszystko zniknęło, a on na powrót pojawił się w ciemnościach.
  Nie były tak nieprzeniknione jak wcześniej, dało się zauważyć, że znajduje się on w ogromnej okrągłej jaskini. Jak zwykle podszedł do ściany po swojej prawej, czekając na wizje. Na ścianie pojawił się pierwszy symbol - jego tatuaż z kobrą. Wąż narysowany gładką czarną linią na chropowatej powierzchni skały nagle ożył, sycząc i poruszając się jak zahipnotyzowany.
     Błysk. W ciemności leży ciemny kształt, zwinięty niczym lina. Wąż. Umiera lub już nie żyje, jednak obok niego coś wciąż się porusza. Jest niewielkie i kuliste. Jajo. Wtem skorupa pęka i na świat wypełza młody wąż. Po chwili zaczyna pożerać truchło leżące obok. Błysk.  Basior bez słowa przesunął się dalej, gdzie pojawił się już kolejny znak. I tym razem jest to tatuaż: pajęczyna z dwoma różami.
    Błysk. Ciemność. Metaliczny, słony smak krwi w ustach. Zapach czerwonej cieczy jest silny, tak samo jak ból w żebrach, ale nie przyćmiewa mu umysłu. Zaciska dłonie w pięści i szybkim ruchem wstaje, by w następnej sekundzie skręcić kark mężczyźnie, który nierozważnie odwrócił się tyłem po zdawałoby się skończonej walce. Wrzask setek osób, na który dopiero teraz zwrócił uwagę, milknie, po czym wybucha jeszcze głośniej. Błysk.  Kolejny rysunek pojawia się po drugiej stronie jaskini i przedstawia jeden z jego krzyży, zbieranych przez całe życie i fascynujących związanymi z nimi historiami. Serce tursasa.
    Błysk. W kącie jaskini leży biały wilk. Ma zamknięte oczy, choć nie śpi. Czuwa. Do pomieszczenia wbiega szczeniak, czarny jak smoła. Oczy koloru zimnej stali - takie same jak jego ojca - spoczywają na czarnym rysunku na piersi dorosłego wilka. Szczeniak wie co oznacza tatuaż. Serce tursasa. Serce potwora. Szczenię powoli wycofuje się z jaskini. Błysk.  Basior potrząsa głową i podchodzi kilka kroków dalej, gdzie widnieje już kolejny symbol - serce kłódka.
  Tym razem nie ma jednak żadnej wizji. Wilk wpatruje się w znak w milczeniu przez dłuższą chwilę.
-Wolność... - szepcze w końcu.

Nemhain:
Nemhain przystanęła przed drzwiami i zawahała się. Każdy student w Akademii Medycznej w której studiowała musiał wybrać staż w jakiś sposób powiązany z zawodem. Większość studentów wybrała zwykłe szpitale, jednak Nemhain nie chciała trafić na kogoś ze swojego roku - nie polubiła osób z nią studiujących. Nie chciała mieć niemiłej niespodzianki i trafić na kogoś, kogo znała. Więc wybrała psychiatryk - wiedziała, że nikt z jej klasy nie będzie chciał zadawać się z szaleńcami.
Ale teraz stała przed drzwiami i obawiała się je otworzyć. Przełożyła tacę z jedzeniem i lekami do drugiej ręki - zmieniła się w człowieka, bo jako wilk średnio sobie radziła z trzymaniem jej. Przestąpiła z nogi na nogę. Kto wie, na kogo się natknie tam, za drzwiami? Rozejrzała się po korytarzu na którym stała. Był jasno oświetlony i wydawał się być taki... sterylny, ale i tak sprawiał wrażenie ponurego. Mrocznego. Bezdusznego. Bezlitosnego.
Zdała sobie sprawę, że tylko nakręca swój strach. Wyprostowała plecy, zmęczone noszeniem ciężkiego plecaka, znowu przełożyła tacę do lewej ręki i prawą sięgnęła do zamka. "No, załatw to wreszcie i będziesz miała wolne na dzisiaj" - dodała sobie w myślach otuchy, przekręcając mechanizm.

Lodovico:
Podniósł powoli łeb, słysząc zgrzyt przekręcanego w zamku klucza. Nie mógł poruszyć ani jedną łapą, choćby chciał. Na łapach, szyi i w pasie miał skórzane obręcze, do których przyczepione były łańcuchy, przykuwające go do ścian okrągłego pokoju o gładkich, białych ścianach. Na pysk miał założony mocny kaganiec.

Nemhain:
Uporała się z zamkiem i weszła do pokoju. Spojrzała w oczy czarnego wilka. Z pewnością był większy od niej, jednak w wyobraźni Nemhain urósł do niebotycznych rozmiarów. "Cholerny umysł płata mi figle." - próbowała się uspokoić, jednak nie była w stanie przemóc lęku. Uciekła spojrzeniem i na drżących nogach podeszła do niego. Postawiła tacę na ziemi i uklękła, żeby zdjąć wilkowi kaganiec. Przysunęła się odrobinkę, kiedy zorientowała się, że nie sięga do zapięcia nawet przy maksymalnie wyprostowanych rękach.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej